Samhain to celtyckie święto gasnącego słońca. To także pierwszy miesiąc celtyckiego roku kalendarzowego. Tradycyjnie świętuje się je w noc z 31 listopada na 1 listopada, jednak niegdyś trwało aż 9 dni, w których świat duchowy i ludzki przenikały się wzajemnie, a życie i śmierć były ze sobą bardzo blisko. W Polsce zbiega się ono z Zaduszkami i dniem Wszystkich Świętych, natomiast do kultury popularnej przeszło w postaci Haloween.
Samhain to ostatnie i najważniejsze z czterech świąt celtyckich i jest czasem śmierci Boga. Nie oznacza to, że jest to święto żałobne: Bóg pojawi się na świecie w obchodzone w grudniu święto Yule.
9 dni święta Samhain przeżywano w trzech wymiarach. W wymiarze materialnym ludzie przygotowywali zapasy na zimę, sprowadzali bydło z gór i łąk, wracali do zimowych osad i naprawiali więzy rodzinne i towarzyskie. To ostatnie było szczególnie ważne i odzwierciedlało ducha celtyckiego sposobu myślenia, w którym wszyscy należą do wielkiego ducha klanowego.
Najbardziej niezwykła była jednak sama pierwsza noc Samhain. To ona była najhuczniej obchodzona i miała największe znaczenie. Wierzono, że leży ona poza czasem, nie należy ani do starego ani do nowego roku. Oddzielona od ograniczeń czasowych wyzwalała nadnaturalne siły. Nie było różnicy między duchem a człowiekiem, nie było granicy między światem żywych i zmarłych, a brama między światami pozostawała otwarta na oścież. Duchy były jednocześnie przyjacielskie i wrogie.
Współczesne święto Haloween (All Hallows’ Even) wywodzi się właśnie ze święta Samhain. Zostało przywiezione do Ameryki przez irlandzkich emigrantów w XIX wieku i się rozgościło na dobre. W Polsce pojawiło się dopiero w latach 90. XX wieku i zaczyna stanowić alternatywną formę przeżywania Święta Zmarłych.
Agnieszka Rachwał