Kosmetyki pielęgnacyjne powinny mieć naturalne, bezpieczne formuły oraz pozytywnie wpływać na piękno oraz zdrowie naszej skóry. Tymczasem w składzie większości produktów z drogeryjnych półek znajdują się składniki, o których można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że są bezpieczne. Emulgatory zawierające PEG-i mogą rozpulchniać i osłabiać naturalną barierę ochronną skóry, Sodium Lauryl Sulfate powoduje przesuszenie skóry, zaburza wydzielanie łoju i potu, upośledza czynności gruczołów apokrynowych, wywołuje świąd i wypryski, dorzućmy dawkę olejów mineralnych, do tego odpowiednio wyeksponowaną nazwę ze słowem „organic” lub „eco”, opakowanie z papieru stylizowanego na naturalny i oto mamy produkt, który opanował 90% sklepowych półek z kosmetykami.
Analiza produktów pielęgnacyjnych pokazuje, że zapotrzebowanie na kosmetyki naturalne wciąż rośnie, jednak na półkach stale widać przewagę kosmetyków, które oprócz opakowania stylizowanego na ekologiczne, nic wspólnego z ekologią nie mają.
Jak producenci wprowadzają w błąd konsumentów?
- Opakowanie – swoim wyglądem nawiązuje do naturalności (tekstura, papier czerpany, kolory ziemi, czcionki rustykalne),
- Wybiórcze informacje – podkreślenie informacji o jednym lub dwóch składnikach aktywnych posiadających certyfikat Ecocert (pozostała część składu, napisana maleńką czcionką, znajduje się na spodzie opakowania, w najmniej widocznym miejscu),
- Logo – bezprawne umieszczenie logo instytucji certyfikującej przy surowcu, co sugeruje, iż cały kosmetyk posiada certyfikat,
- Efekt placebo – skuteczność składnika certyfikowanego jest równa działaniu placebo. Producenci surowców deklarują ich skuteczność w określonym stężeniu i tak na przykład producent mówi o właściwościach odmładzających surowca w stężeniu 3-5%, a producent dodaje do kosmetyku 1%, by móc napisać o jego właściwościach i wykorzystać je marketingowo,
- Nazwa – wybieranie nazwy kojarzącej się z ekologią, organicznością, choć same produkty nie mogą się tym poszczycić,
- Nienaturalne składniki – do produktów nienaturalnych dodawany jest jeden surowiec certyfikowany i jest to jedyny element, który jest eksponowany w kampanii marketingowej.
Jak zatem nie dać się oszukać?
W lipcu tego roku w życie weszła dyrektywa unijna, która nakłada na producentów obowiązek przeprowadzenia dla każdego produktu szeregu badań, między innymi: mikrobiologii, dermatologii, testów aplikacyjnych (pozwalają na deklarację na opakowaniu, iż produkt działa odmładzająco, przeciwzapalnie etc., choć często firmy deklarują działanie produktu nie potwierdzając go badaniami), testów konserwacji, zgodności produktu z opakowaniem i oceny bezpieczeństwa. Jeżeli klient ma wątpliwości dotyczące jakiejś firmy lub produktu, zawsze może to zgłosić do odpowiedniej instytucji kontrolującej.
Dobrze zapamiętać sobie czarną listę składników – producenci używają formuły produkt nie zawiera: (tu cała lista tablicy Mendelejewa) żadnych parabenów (Methyl, Ethyl Propyl i Butyl Paraben, propylen, butylen glicol),olejów mineralnych, ropopochodnych (Mineral oil, Petrolatum, Paraffin Oil, Paraffinum liquidum),chemicznych i agresywnych detergentów (Sodium Lauryl Sulfate, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Myreth Sulfate, Laurylosiarczany sodu, Sodium Lauryl Sulfate = SLS, Sodium Laureth Sulfate = SLES), żadnych PEG. Niejednokrotnie produkt zawiera jednak phenoxyethanol, który nie jest naturalnym konserwantem. A zatem niestety bardzo często to tylko pobożne życzenie o naturalność produktu. Niemniej jednak warto zwrócić uwagę na powyższą listę i faktycznie wyeliminować te składniki z „diety” naszej skóry.
Kosmetyk naturalny nie może być tani ze względu na fakt, iż w przeciwieństwie do tradycyjnych kosmetyków, skład stanowić muszą w pełni naturalne i certyfikowane surowce, a te są wielokrotnie droższe od tradycyjnych półproduktów. Zawartość składników aktywnych jest dużo wyższa, ponieważ w kosmetologii tradycyjnej często ponad 60% składu stanowi woda, do której dodaje się zagęstnik i zapach tworząc gotową masę. Surowce naturalne są dużo bardziej wymagające w produkcji, zarówno pod względem technologii, jak i przechowywania. Dla przykładu, by stworzyć krem z filtrem przeciwsłonecznym i osiągnąć ochronę na poziomie SPF 30, należy dodać średnio od 1-5% filtra chemicznego, natomiast by uzyskać taki sam efekt filtrem mineralnym, należy dodać go do składu około 30%. Warto wiedzieć, iż koszt filtra naturalnego jest kilkadziesiąt, a nawet kilkaset razy wyższy niż filtra chemicznego.
Inwestycja w zdrowie
Słowo „eko” stało się wszechobecne w otaczającej nas rzeczywistości. Społeczeństwo, któremu przejadły się produkcje masowe zaczyna poszukiwać kosmetyków wyjątkowych, naturalnych, zdrowych. Rosnąca świadomość szkodliwości substancji chemicznych sprawia, iż widząc słowa „naturalny” lub „ekologiczny” wyciągamy rękę po produkt, nie zastanawiając się czy deklaracja producenta pokrywa się ze stanem faktycznym. Co niestety zdarza się bardzo rzadko. Z drugiej strony, chociaż klienci zdają sobie sprawę, że dobry kosmetyk niesie za sobą wyższe koszty produkcji, ulegają tańszym produktom, które na etykietach sprytnie ukrywają szkodliwe składniki.
Certyfikaty ekologiczne takie jak Ecocert, BDIH, NaTrue czy Cosmebio pomogą nam wybrać właściwy produkt. Należy jednak poszukać na półkach prawdziwie naturalnych produktów firm, które mimo szczerych intencji i doskonałego składu, nie decydują się na certyfikację, ponieważ wiąże się ona z ogromnymi kosztami, co wpłynęłoby na wzrost ceny produktu na półce w sklepie.
Alejakobiet.pl / Justyna Żukowska,
specjalista kosmetologii, Manager SPA Cottonina Villa & Mineral SPA Resort