Wiele dziewczyn od najmłodszych lat lubi „przebieranki”. Już w szkole podstawowej podkradałysmy mamom ubrania i kosmetyki, podglądałyśmy szafy babć i cioć, wymieniałyśmy się z koleżankami sweterkami i bluzeczkami. W zbyt dużych koralach na szyi i w za dużych butach na obcasach podziwiałyśmy nasz „dorosły” wygląd. Z wiekiem wielu z nas ta fascynacja przeszła, ale są wśród nas takie, dla których świat starych szaf pozostał magicznym źródłem inspiracji. „Przebieranki” przestały być tylko dziecinną zabawą, ale stały się hobby i sposobem na życie. Łącząc staromodne ubrania swoich mam, gadżety wyszperane w second handach, inspiracje ze światowych wybiegów z własną, czasem naprawdę nietuzinkową wyobraźnią, szafiarki – bo o nich mowa – weszły z wielkim hukiem w świat blogów, zawłaszczając niemałą część internetu…
Jakiś czas temu w Ameryce
Pewna uwielbiająca modę i ciuchy nastolatka z Kalifornii, Cory Kennedy, dała sfotografować się swojemu chłopakowi w swoich fantastycznych kreacjach, które wkładała na koncerty, do knajpy, na imprezy. Ten wrzucił zdjęcia na swoją stronę internetową i okazało się, że to był strzał w dziesiatkę. Fotografie przyniosły Cory popularność najpierw w Stanach, a potem trend rozszedł się po całym świecie. Dziewczynie udało się zrobić swego rodzaju karierę: była na okładce „Rolling Stone”, pisał o niej „New York Tiumes”, ba – zaprzyjaźniła się z Paris Hilton. Nieźle, jak na nikomu wcześniej nieznaną nastolatke, która po prostu lubi się fajnie ubierać. Niemniej – to ona właśnie stała się prekursorką nowego fenomenu w internecie – blogów głównie dziewczyn, które fotografują się w swoich kreacjach, by zaprezentować je potem w sieci. Od tamtej pory blogi takie powstają jeden za drugim. Dziś mówi się o ruchu szafiarek, subkulturze szafiarek, a same blogerki-szafiarki mają tyleż samo wielbicieli, co wrogów. Wielbiciele uznają ich kreatywność, podziwiają pomysły, kibicują coraz dziwaczniejszym czasem wcieleniom dziewczyn. Wrogowie natomiast dowcipkują, że wystarczy ubrać różowe szpilki i wytarty swetr z dziurami, dołożyć do tego torebkę od babci i już można zostać szafiarką. Coś w tym jest – w końcu nie każdy ma talent i pomysł, ale każdy może założyć bloga i prowadzić go tak, jak chce, niezawsze z wartościowym efektem.
W Polsce
Do Polski trend dotarł kilka lat temu, wraz z blogiem „Szafa Sztywniary”, którego autorka jest jednocześnie twórczynią słowa „szafiarka”. Przez ten czas również w Polsce tego typu blogi powstawały – i nadal powstają – jak grzyby po deszczu. Ich twórczynie nazywają się Zakonem Szafiarek, czerpią od siebie pomysły, wspierają się wzajemnie, organizują wirtualne imprezy typu „Dzień w spódnicy”. Spotykaja się także w rzeczywistości na zlotach i spotkaniach, podczas których wymianiają się ubraniami (swap-parties), pomysłami i inspiracjami. Powoli zjawisko to przestaje być w stu procentach sfeminizowane, ponieważ powoli na światło dzienne wychodzą także panowie (np. blog „oldschoolowaszafa”), jednak ich działalność jest jeszcze mało znana w tym światku.
Kim są naprawdę?
Szafiarki bywają oskarżane o to, że tak naprawdę reklamują marki ciuchów, kosmetyki, akcesoria, że w ten sposób sobie dorabiają. Mówi sie, że są niewolniczkami mody, że nie potrafią pisać o swoich kreacjach i ze te ich „wymysły” są czasem bardzo słabe. Może jest w tym troszke racji, ale… Po pierwsze, nawet jeśli dziewczyny w ten sposób dorabiają, to tylko świadczy o ich przedsiębiorczości i o pomyśle na życie. Nie sztuką jest bowiem kupić markowe rzeczy i się w nie ubrać. Sztuką jest zrobić to tak, żeby wyglądało to dobrze i stylowo. Po drugie, rzecz w tym, że one nie są niewolniczkami mody. One ją w zasadzie… tworzą. Mogą się inspirować wybiegami światowymi, owszem, ale to, co wymyślą, jest ich autorską kreacją, stworzoną z tego, co znajdą: w second handzie, w szafie babci, w markowym sklepie, wyszperają gdzieś na wyprzedaży. Owszem, śledzą trendy, w końcu ubrania to ich swiat, ale to nie znaczy, że uważaja się za wyrocznie stylu. Że nie potrafią pisać? A potrafią, czasem nieźle. A jeśli część nie potrafi, to przecież nie o tekst w ich blogach chodzi. Co do kreatywności i słabych pomysłów – przy takiej ilości blogów o modowej tematyce, trudno żeby wszystkie były absolutnie genialne. Ale każdy ma prawo pisać i wrzucać na swój prywatny blog to, na co ma ochotę. Po to mamy demokrację i wolność słowa, żeby każdy mógł realizować się tak jak chce.
Jak zostać szafiarką?
Jeśli masz pomysł na swój wygląd, lubisz odmiany, masz odwagę i czas, by szperać w sklepach, w sieci, w ciuchlandach, a w dodatku masz aparat fotograficzny i dostęp do internetu, załóż bloga. Następnie ubierz się, wystylizuj, zrób zdjęcie, opublikuj je i opisz, co masz na sobie, skąd to masz, jak znalazlaś, jaki pomysł miałaś, skąd czerpałaś inspirację. I czekaj na odzew – wiadomo, na stałych „podgladaczy” trzeba troszkę poczekać. I przygotuj się na krytykę: aby zostac szafiarka trzeba mieć dystans do siebie i umieć przyjmować krytykę. W końcu chociaż o gustach się nie dyskutuje, to ludzie lubią krytykowac innych, szczególnie, niestety, jeśli na to zasłużą. Każdy potrafi sie ubierać, ale nie każdy zrobi to tak, że bedzie to naprawdę świtnie wyglądało. Tu już jest miejsce na te odrobinę talentu.
Przykładowe blogi
szafasztywniary.blogspot.com
alicepoint.blogspot.com
raspberryandred.blogspot.com
paniekscelencja.blogspot.com
bagladyshop.blogspot.com
Agnieszka Rachwał