prowadzimy wewnętrzny dialog, wypowiadamy do siebie słowa, które dodają
nam sił, sprawiają, że przekraczamy własne granice, ale są i takie,
którymi potrafimy się zadręczać nawet latami.
Słowa
mają moc. A mechanizm ich działania jest stosunkowo prosty. Lewa
półkula naszego mózgu „mówi”, a prawa bardzo szybko to sobie wyobraża i
wierzy w to, co usłyszała. Nie potrzeba jej zbyt wielu powtórek, aby
dość szybko uwierzyła „że jestem do niczego”, „ nic mi się w życiu nie
udaje” lub „ja to mam zawsze pecha”. Prawa półkula przyjmuje te słowa
jak obiektywną rzeczywistość i zachowuje się zgodnie z tą wiarą. Więc,
im więcej razy jej powtórzymy, jakimi to nieudacznikami jesteśmy, tym
mocniej ona w to wierzy i „programuje” się na nieudacznika.
Paradoksalnie, wcale nie musimy generalnie myśleć o sobie jako o
nieudaczniku życiowym, wystarczy jednak, że raz na jakiś czas, w gorszej
chwili, powtórzymy to prawej półkuli, aby dla niej stało się to prawdą.
Im
częściej sobie mówisz „nie mogę tego zrobić”, „nie dam rady”, tym
więcej mózg zbiera dowodów na potwierdzenie Twojego przekonania. Będzie
szukał wszystkich Twoich doświadczeń życiowych, w których faktycznie
powinęła Ci się noga, podsunie Ci wspomnienia, kiedy próbowałeś coś
zrobić i nic z tego nie wyszło, a myśli o wszystkich możliwych
przeszkodach na drodze do celu, przesłonią Ci ich rozwiązanie. Mózg
nastawia Cię w ten sposób na kolejną porażkę. Działa to na zasadzie
samospełniającej się przepowiedni. Jeśli szczerze wierzysz w
niepowodzenie, to prawdopodobnie faktycznie poniesiesz porażkę.
Podobny
skutek przynoszą takie słowa jak „trudne” czy „spróbuję”, bo w słowach
tych mamy już wbudowaną wymówkę – „przecież próbowałem, ale to było
takie trudne”. A co tak naprawdę znaczy słowo „trudne”? I czy nie jest
to po prostu sygnał, że trzeba zadaniu poświecić więcej czasu i wysiłku,
tak jak to zresztą bywa z większością ważnych rzeczy w życiu? Zamiast
więc szykować sobie wyjście awaryjne nastawmy się na konkretną pracę i
cel, zamiast „próbować” zacznijmy działać.
Słowa potrafią
namieszać nie tylko w myśleniu, ale też w emocjach. A my uwielbiamy
wypowiadać słowa o mocnym nasyceniu emocjonalnym. Zastanów się, jak
często używasz tak silnych słów jak: „byłem wściekły”, „to było
straszne”, „okropne”, to „tragedia”? A słowa te, oprócz silnego ładunku
negatywnych emocji, nic nie przekazują. Bo co to znaczy, że coś jest
straszne? Dla jednego to śmierć psa, a dla innego straszne będzie
złamanie paznokcia. Takie słowa są bardzo nieprecyzyjnymi określeniami,
subiektywnymi, które wywołują przede wszystkich negatywne emocje i
obniżają nam nastrój. Więc dlaczego by ich nie zamienić? Zamiast „jestem
wściekły” na „jestem dość wyprowadzony z równowagi”. Śmieszne? Ale
jakże skuteczne, bo dzięki samej zamianie słów znacznie obniżymy
intensywność przeżywanych uczuć.
Często nie zdajemy sobie
sprawy, jak często tylko samym niewłaściwym doborem słów, a w skutek
tego „niezdrowym” myśleniem, odbieramy sobie szanse na sukces, zabijamy
motywację czy prowokujemy negatywne emocje. Bądźmy bardziej świadomi
naszego wewnętrznego dialogu i liczmy się ze słowami!
Anna Sosinowska
______________________________
Sosinowska – Psycholog, mediator rodzinny, terapeuta. Psychologię
ukończyła na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, pracowała na oddziałach
onkologicznym oraz psychiatrycznym. Obecnie pracuje w Poradni Zdrowia
Psychicznego w Bytomiu, prowadzi również Poradnię Psychologiczną, a od
2010 roku pisze artykuły i porady psychologiczne dla gazet i wortali
internetowych.
W swojej pracy oprócz diagnostyki, terapii i
poradnictwa psychologicznego, zajmuje się także psychologią menedżerską,
a wśród swoich zainteresowań wymienia między innymi psychopatologię
ekspresji, w ramach której prowadzi badania rysunków dzieci oraz
pacjentów chorujących na schizofrenię.