Ganiamy z językiem na brodzie wykonując setki czynności, często całkowicie zbędnych. Namiastkę szczęścia znajdujemy kupując gadżety i sprzęty, które „trzeba mieć”. Przestrzeń się kurczy, długi rosną, a my biegniemy dalej, po więcej i lepiej… Czarne myśli się kłębią, życie wymyka z rąk, stres rośnie – jak żyć w tym bałaganie?
Joanna Wilgucka-Drymajło: Często powtarzamy – „nie mam czasu”. Pasje? Spotkania ze znajomymi? Odpoczynek? Jakoś trudno to wcisnąć do grafiku, gdy jest tyle pracy. Co się z tym czasem dzieje? Czyżby doba się skurczyła, a może nam tak obowiązków przybyło?
Wojciech Eichelberger: Doba nam się na pewno nie skurczyła, tylko obowiązków, pośpiechu i zamieszania lawinowo przybywa i obawiam się, że nadal przybywać będzie. Skoro więc nie możemy liczyć na to, że rzeczywistość się nad nami ulituje, to jedynym wyjściem i podstawowym zadaniem staje się walka z chaosem w naszej głowie. Bo tylko spokojna, jasna głowa umożliwi nam ustawienie priorytetów i pogodne nadążanie za przyspieszającym życiem.
Jeśli nadal nie będziemy mieli ani chwili, ani sposobu, by uspokajać i ukierunkowywać nasz niespokojny, rozpędzony umysł, to nie usłyszymy własnych, istotnych potrzeb ani uczuć. W końcu całkowicie rozminiemy się z tym, co w naszym życiu ważne.
W tym całym zagonieniu, w natłoku informacji – nie mamy raczej warunków do refleksji, rozliczenia się i poukładania sobie w głowie różnych spraw. Czy w tej sytuacji można stwierdzić, że nasz umysł zaczyna przypominać zagraconą szafę, w której trudno ustalić, co gdzie jest, że tworzy się jeden wielki chaos?
Dobre porównanie. Bałagan w szafie, chaos na biurku, zagracone mieszkanie. Gromadzimy i kolekcjonujemy rzeczy, sprawy i zadania, którym nie jesteśmy w stanie sprostać, ani ich zagospodarować – a o cieszeniu się nimi możemy w ogóle zapomnieć. Robi się tego tak dużo, że coraz więcej odkładamy na później – a zaległości rosną, szafy pękają, półki się uginają. W końcu przytłaczają nas tak, że w głowach, sercach i 24 godzinach doby brakuje miejsca na cokolwiek nowego, świeżego, kreatywnego. Bezmiar niezałatwionych spraw więzi naszą uwagę i energię w przeszłości, a to gwarantowany smutek, czy nawet depresja. Nie sposób pędzić przez współczesne, pokręcone i skomplikowane życie patrząc we wsteczne lusterko. To musi się skończyć jakąś kolejną kraksą. Uciekamy przed przeszłością, ale nie mamy gdzie uciec. Bo przyszłość też nie rysuje się różowo. Przerażające wyobrażenia o skutkach naszych zaniedbań i niedoróbek każą uciekać także przed przyszłością. Zakleszczeni pomiędzy smutkiem a strachem, nie mamy gdzie i jak się wyrwać, by złapać trochę luzu i oddechu. Tu i teraz nie istniejemy. Nie łapiemy kontaktu. Z nikim nie możemy się spotkać. Bo trzeba by wyhamować, rozejrzeć się, usłyszeć, poczuć. Kto ma na to czas? I jak to zrobić?
Jak taka sytuacja rzutuje na jakość naszego życia, na nasze zdrowie, finanse, relacje z bliskimi? Można mieć bałagan w głowie – a nie mieć go w życiu?
Prawie zawsze bałagan w głowie równa się bałagan w szafie, na biurku, w domu – a także w życiu. A ten ostatni jeszcze bardziej nakręca bałagan wewnętrzny. Gonitwa smutnych, lękowych i agresywnych myśli wyzwala bezładne, często skrajne emocje – a te napędzają chaotyczne i destrukcyjne zachowania. W efekcie wzrasta ilość stresu i poczucie braku kierunku w naszych wyborach i działaniach. Błędne koło, które trudno przerwać.
Bo stres – gdy staje się chroniczny – prócz zdrowia odbiera nam również możliwość dokonywania inteligentnych wyborów, a także możliwość doświadczania empatii i współczucia. (Za mało krwi dopływa do płatów czołowych mózgu.) To wystarczy, aby nasze relacje z ludźmi dramatycznie się pokomplikowały. Błędne koło stresu generując depresyjne, agresywne, złowrogie myśli i wyobrażenia – utrzymuje nas w narastającym napięciu. Bo ludzki organizm nie jest w stanie odróżnić realnego zagrożenia od wyobrażonego. W realu może być wszystko OK., lecz my i tak tego nie zauważymy.
Czyli potwierdza się przekonanie, że „Ludzie sami komplikują sobie życie”. Czy nie da się wyjść z tego błędnego koła?
Na szczęście – da się. Pierwsza lekcja: odróżniamy myślenie od „myślactwa”. To pomoże zdystansować się nieco od rozgadanego jarmarku w naszych głowach. Myślenie to uporządkowany proces uruchamiany pytaniem czy wątpliwością, prowadzący do rozwiązania. Rozwiązanie kończy myślenie na dany temat. „Myślactwo” jest bezładną, samoistną, bezcelową gonitwą myśli. Można je porównać do spamu, który zawala nam skrzynkę mailową. Kradnie czas i energię, których i tak za mało mamy na sprawy naprawdę ważne. By przestać zajmować się mózgowym spamem – myślami, które odciągają naszą uwagę od tego, co w tej chwili rzeczywiście się dzieje i na co mamy realny wpływ – potrzeba wyostrzonej uwagi i dyscypliny. Gdy choć trochę się tego nauczymy, to umysł zacznie się urealniać i porządkować, jak regularnie sprzątany i resetowany komputer. Wtedy na jego przejrzystym i przestronnym ekranie ujrzymy sprawy naprawdę dla nas istotne. Zrozumiemy, że najważniejszą z nich – bo nadającą naszemu życiu barwę, wyrazistość i sens – jest uważne, świadome i zaangażowane istnienie we wszystkim, co się nam realnie przydarza. Zapragniemy skończyć z przenoszeniem niespełnionej przeszłości w przyszłość, z życiem pomiędzy smutkiem i lękiem, aby w końcu odzyskać kontakt z naszym upragnionym, realnym, prostym życiem – tu i teraz.
„Nic nie poradzę, no taki mam nawyk…” – z uporem maniaka powtarza wiele osób tłumacząc w ten sposób swoje np. problemy ze zdrowiem wynikające ze złego odżywiania, czy długi będące efektem nieprzemyślanych zakupów. Czy raz nabyty nawyk to wyrok do końca życia?
Nie. Stosunkowo łatwo – jeśli się naprawdę do tego przyłożymy – możemy zmieniać nasze nawyki. Wystarczy przez 20 minut dziennie posiedzieć w spokoju, skoncentrować uwagę na oddechu, na jakimś harmonijnym dźwięku, na inspirującym symbolu/obrazie, albo na widoku kwiatu czy drzewa – do wyboru. I wtedy tylko patrzeć, tylko słuchać, tylko odczuwać. Te 20 minut to dla mózgu to samo, co resetowanie dla komputera. Uwolniony od nadmiernej, chaotycznej stymulacji umysł, zachowuje się jak pozostawione w spokoju szklane naczynie wypełnione wzburzoną, mętną wodą. Po jakimś czasie zanieczyszczenia opadają na dno, a woda robi się tak przejrzysta, że ku naszej ogromnej radości – można wreszcie zobaczyć przez nią świat. Wtedy to, co dla nas najważniejsze zostanie uświadomione, a szkodliwe nawyki ujawnią swoją szkodliwość z taką mocą, że wyzwolą ogromną, wewnętrzną, autonomiczną motywację i potrzebę zmiany. A to jest już połowa zwycięstwa. Umysł spokojny i prosty – poprowadzi nas prostą drogą do pożądanej zmiany.
Mówi Pan o tym, że warto dążyć do upraszczania swojego życia. Od razu przychodzi mi na myśl – „wyrzeczenia, rezygnacja, post”. Czy rzeczywiście może nam to przynieść jakąś korzyść? Czy sami się w ten sposób nie pozbawiamy czegoś istotnego, wartościowego?
Wręcz przeciwnie – minimalizm jest naszą naturalną, ludzką potrzebą. No bo na czym polega minimalizm? Na tworzeniu przestrzeni i czasu, w których możemy coś zauważyć w szczegółach, doświadczyć głębiej, przyjrzeć się, wsłuchać, zrozumieć. A to wszystko składa się na smak życia. Podobnie niemowlakowi, lepiej się żyje, gdy ma w swoim kojcu jednego ukochanego misia, a nie 20 kolorowych, konkurujących ze sobą pluszaków – i nie wiadomo, którym się zająć. W końcu rozkojarzone dziecko dostaje napadu wściekłej histerii i wrzeszcząc wyrzuca z kojca wszystko. Dzieci odruchowo wybierają jedną rzecz, którą chcą się zajmować. Warto brać z nich przykład. Potrafią zająć się na długo najprostszą sprawą, której wagi, piękna i znaczenie zabiegani dorośli nie widzą – np. przez pół godziny z uwagą i zachwytem przyglądać się kałuży, kamykowi, mrówce czy kwiatu. To pouczająca demonstracja wrodzonej człowiekowi potrzeby minimalizmu. Niestety z upływem życia zostaje ona zagłuszona wyuczoną – destrukcyjną dla życia – potrzebą posiadania jak najwięcej i stymulowania się na wszystkie możliwe sposoby jednocześnie.
Łatwo powiedzieć „uprość swoje życie”, ale jak się za to zabrać w praktyce? Pana firma Positive Life wydała kolejne – po „Zrelaksowana Mama” – warsztaty on-line dla kobiet „Proste życie w 21 dni”. Czy są one takim właśnie „pomocnikiem” dla osób, które mają dość bałaganu w swoim życiu i chcą rozpocząć w nim porządki?
Nasze warsztaty on-line „Proste życie w 21 dni” pomagają porządkować kolejne obszary życia i inspirują do zmian. Wszyscy wiemy, że aby przyjąć czcigodnego gościa, by doświadczyć siebie prawdziwych – musimy wysprzątać dom. Wyrzucić wszystko z pokoju, rozjaśnić ściany i otworzyć okno; wpuścić światło, powietrze i wiatr. Dotyczy to zarazem naszej przestrzeni zewnętrznej, jak i wewnętrznej – umysłu. Tylko tak odzyskamy zdolność, do zgodnego z naszymi ważnymi potrzebami porządkowania priorytetów i odpowiedniego gospodarowania czasem.
Warsztaty uświadamiają, że wewnątrz i na zewnątrz to tylko umowne pojęcia, dwie strony tego samego medalu. Że upraszczając na zewnątrz – jednocześnie upraszczamy wewnątrz, a czyniąc to wewnątrz, zarazem czynimy to na zewnątrz. To bardzo pocieszająca wiadomość dla pragnących uporządkować i uprościć swoje życie.
Dziękuję za rozmowę,
Joanna Wilgucka-Drymajło
Wojciech Eichelberger – założyciel Instytutu Psychoimmunologii IPSI, wybitny psycholog i terapeuta. W swoich projektach szkoleniowych i terapeutycznych odwołuje się do koncepcji terapii integralnej, która oprócz psychiki bierze pod uwagę ciało, energię i duchowość człowieka.