Założeniem medycyny estetycznej jest pomagać. Pozwolić pozbyć się
pacjentom kompleksów, by mogli cieszyć się życiem z dużą dawką poczucia
pewności siebie. Ludzie otrzymali to narzędzie, by odpowiednio z niego
korzystać. Niestety praktyka pokazuje, że bywa naprawdę różnie. Zarówno
pacjentom, jak i lekarzom czasem zdarza się zapomnieć jego instrukcji
obsługi…
Z powszechnie dostępnych danych wynika, że w 2015 roku
odnotowano ponad 3 tysiące skarg niezadowolonych z efektów zabiegów
estetycznych pacjentów. Jednocześnie, te alarmujące dane nie stoją na
przeszkodzie tym, którzy płyną w myśl mody na przejaskrawiony wizerunek
przypominający lalkę Barbie i inwestują w zabiegi o karykaturalnych
efektach. Nie przeszkadza to także części specjalistów łamać wyuczone
podczas wieloletniej nauki zawodu reguły i przykładać ręki do produkcji
„klonów” z monstrualnymi ustami czy ogromnymi piersiami, nijak
pasującymi do całej sylwetki…
Co ciekawe, mimo tego, biznes
kręci się doskonale. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: jeśli jest popyt,
jest też podaż. Ludzie CHCĄ tak wyglądać, a ci, którzy z powodów
finansowych nie mogą sobie na to pozwolić, chcą takie „wybryki” oglądać.
Dowodem tego jest głośny w ostatnich dniach medialny „sukces”
26-letniej modelki, rozpoznawanej jako Anella An. Kobieta prężnie
rozwija swoją karierę jako „polska Barbie”, a jej fani godzinami
dyskutują o jej nadmiernie wypełnionych ustach z zaangażowaniem
właściwym co najmniej wydarzeniu o światowej skali.
W związku z
tym pojawia się wiele pytań o to, gdzie są granice dobrego smaku, kiedy
chęć pozbycia się uprzykrzającego życie kompleksu przeradza się w
obsesję poprawiania urody i kiedy dobry lekarz medycyny estetycznej
powinien powiedzieć stop i odmówić wykonania zabiegu? A może XXI wiek to
czas, kiedy zaczniemy traktować nasze ciała jak dzieło sztuki, a jego
forma będzie zależała tylko od wyobraźni?
Obecnie jeszcze tak nie
jest, a dobrym specjalistom powinien przyświecać cel, by w swojej pracy
zachować zdroworozsądkowe zasady. „Tworzyć” twarze i ciała w zgodzie z
kanonami i zasadami estetyki. Nie odchodząc od naturalności zbyt daleko.
Dlatego często obecne w mediach przypadki można nazwać błędami, mimo że
dla niektórych ten „artyzm”, wywiera odczucia odmienne od podziwu.
Oto
najczęstsze z błędów medycyny estetycznej (lista stworzona we
współpracy z ekspert, dr Urszulą Brumer, właścicielką Kliniki Medycyna
Młodości):
Kacze dzioby
Zbyt dużo wypełniacza, który
tworzy efekt tzw. kaczego dzioba to bardzo popularny „trend”. Ogromne
usta jakiś czas temu wkroczyły w świat beauty jako absolutny hit i od
długiego czasu nie chcą zejść z podium. Dlaczego? Kobietom wydaje się,
że dodadzą im bardziej sensualnego, seksownego wyglądu. Nie zważają na
konsekwencje i to, że np. takie usta mogą nie pasować do całokształtu
twarzy. Kiedy doświadczony lekarz odmówi im zabiegu, pójdą szukać pomocy
u kosmetyczki, która zrobi im wymarzone pontony i to w promocyjnej
cenie.
Nosy z kserokopiarki
Można zauważyć, że większość
młodych kobiet marzy o małym, zgrabnym nosie. To marzenie jest numerem
2, zaraz po wykonanym zabiegu powiększania piersi. Część z nich finalnie
decyduje się na zabieg, w efekcie czego możemy podziwiać ogromną grupę
pań wyglądających po prostu tak samo: mały, zadarty nosek, wielkie usta i
domalowane od linijki brwi. Jednak poprawa kształtu nosa przestała już
być tylko domeną chirurgii plastycznej. Odtąd można zmienić jego kształt
także dzięki medycynie estetycznej, mniej inwazyjnie, przy użyciu kwasu
hialuronowego, który modeluje. Tutaj częstym błędem jest nieoszacowanie
dokładnego rozmieszczenia i ilości preparatu i problem tzw. „greckiego
nosa”, który biegnie prostą linia od samego czoła aż po czubek. W obu
przypadkach wydaje się, że pacjenci i specjaliści znów zapominają, że
nie każdemu pasuje taki sam kształt i rozmiar nosa, a uniwersalne ideały
piękna z mass mediów nie będą na miarę dla każdego pacjenta.
Nadmiar wypełniacza… wszędzie
Jak
objawia się nieodpowiednie podanie preparatu w różnych wypadkach?
Wypełniacz podany powyżej bruzd nosowo-wargowych powoduje jeszcze
większy zwis policzka, a bruzdy wydają się głębsze. Nadmiar wypełniacza
na kościach policzkowych daje efekt tzw. „chomika”. Zbyt duże usta prócz
karykaturalnego efektu wizualnego, mogą także powodować problemy z
mówieniem (tj. w przypadku gwiazdki wspomnianej na początku artykułu).
Błędem jest też podanie preparatu o za dużej gęstości, co daje
nienaturalny efekt. Specjaliści uwierzyli, że wypełniacz to panaceum na
całe zło i sposób na osiągnięcie rysów z okładek gazet. A to nieprawda
–złotym środkiem bowiem jest umiar i indywidualne podejście do pacjenta!
Talent
prowadzi do osiągania spektakularnych efektów w swojej dziedzinie, a
ten prawdziwy to otrzymywanie go nie kopiując efektów, uzyskanych przez
innych, tylko dążenie do nich w indywidualny, przemyślany sposób.
Większość twarzy nie nada się do użycia w nich takiej samej ilości /
gęstości preparatów, jakie zastosowano na modnej, serialowej gwieździe.
Zrozumienie potrzeby indywidualnego podejścia do pacjenta i praca w
zgodzie z zachowaniem uniwersalnych kanonów piękna przy zachowaniu
spójności twarzy to recepta na sukces.
Alejakobiet.pl